– W pysze sen się zamknął małości, nie wiedzieć czemu -milczał i bał się zdradzić swą tajemnicę. Ważnego udawał lub nieważnego, trawił życie innych i za nic nie chciał ukazać swego. Nic dziwnego – nie znał go przecież. I płakał, lecz łez nie ronił, jakżeby mógł. Przywierał do innych, niczym grzyb pasożyt i o miłości mówił lub nienawiści, zawsze obiekt jakiś musiał mieć, by życie sens miało. Góra lub dół, szeroki lub wąski, piękny lub brzydki, mądry lub głupi……itd..Sen trwał w pysze małości , kości , kości, kości……….
Mistrz wstał, nie lubił mówić o przeszłości, lecz zdarzało się koniecznym uczniów obudzić. Choć czynił to nie wprost, wiedział , że pomyślą, zastanowią się, czas przecież iść dalej.
Serce jego ciepłem wypełnione śpiewało wieczorną pieśń miłości tuląc wszelkie formy istnienia. Każdy jego krok lekki był, niesłyszalny. Dotykał oddechem życie, a Życie oddychało nim.