229683_poster_l-e1577127283725
Dostrzegając prawdziwe życie, twórzcie w Waszych umysłach, sercach, działaniach – świat Boga.
229683_poster_l-e1577127283725 - kopiuj
Uwierzcie w Waszą moc, kreujcie przyszłości, twórzcie wizję świata Miłości.
229683_poster_l-e1577127283725 - kopiuj - kopiuj
Im więcej miłości dasz, tym szybciej odkryjesz w Sobie Boga.
229683_poster_l-e1577127283725 - kopiuj - kopiuj - kopiuj
Ty możesz o Nim zapomnieć, On/ Bóg o Tobie z pewnością nie zapomni.
previous arrow
next arrow
Shadow

KIM JESTEM

Od kiedy pamiętam, czułam się na Ziemi obco, nie na swoim miejscu. Często spoglądałam w gwiazdy, nie wiedząc tak naprawdę czego w nich poszukuję. Wiedziałam, gdzieś w głębi siebie, że świat w którym żyję, który widzimy, nie jest pełnią, że gdzieś musi być jeszcze coś, co dopełnia tę rzeczywistość.

Nie wiedziałam gdzie szukać odpowiedzi. W czasach mojego dzieciństwa nie było  duchowych tradycji / które mogły dać odpowiedź/, nauczycieli, książek.

Niepokój rósł.

Zadawałam pytania dlaczego żyjemy, jaki jest cel i dokąd zmierzamy. Czułam się taka samotna w swych poszukiwaniach. Nikt nie potrafił zaspokoić mojej ciekawości. Kościół nie znał odpowiedzi, a Bóg, o którym mówił, był groźny i surowy. Księża straszyli karą za grzechy.

Gdzie Bóg, który jest naszym Ojcem? – zadawałam pytanie. Gdzie miłość, którą powinien, jako kochający rodzic, otaczać nas? Nie miałam z kim o tym porozmawiać, ponieważ nikt nie interesował się tak dogłębnie zajmującymi mnie  zagadnieniami. To były trudne lata poszukiwań i duchowej samotności. Później młodość, która również nie przyniosła odpowiedzi na nurtujące pytania – małżeństwo, dzieci, trudne doświadczenia, choroby, pobyty w szpitalu dzieci, męża, moje. Dziesiątki problemów, finansowych, zdrowotnych, partnerskich. I wciąż pustka. Czułam się wówczas tak bardzo samotna.

Wiedziałam, że istnieje świat obok, lecz nie wiedząc jeszcze – kim jestem i jak do niego dotrzeć, czułam się bardzo zagubiona. Moja samotność, pustka, przerażenie, bezradność, musiały osiągnąć punkt kulminacyjny, abym zwróciła się do własnej duszy. I Ona odpowiedziała mi.

Zaczęłam medytować. Początki były trudne, bo umysł szalał. Kurs Silvy pomógł mi wyciszyć emocje i zwrócić się do wnętrza.
Dzięki pewnym wydarzeniom,( dusza postawiła na mojej drodze człowieka, z którym, według moich odczuć, autoregresingu, byliśmy w innej inkarnacji małżeństwem) przypomniałam sobie, czym jest miłość duchowa, czym może być miłość, jaką twórczą siłę powinna dawać.  Wszystkie te uczucia były bardzo ulotne, lecz o ogromnej sile. Moja dusza dyktowała mi przepiękne wiersze o miłości, które budziły mnie z uśpienia – dzień po dniu. Wspomnienia uczuć, ogromnej, niesamowitej miłości z okresu współistnienia z Bogiem. Powoli następował wewnętrzny spokój. Dostawałam we śnie wskazówki, dotyczące nieprzemijających odwiecznych prawd, które miały być przydatne w danym momencie mojego życia. Były jeszcze okresy izolacji, samotności, lecz coraz rzadsze. Coraz częściej natomiast wewnętrzna radość przepełniała moje serce.

Wołałam często o tę miłość, a ona pojawiała się w moim życiu. Medytacje, podczas których mogłam rozmawiać z Jezusem, ( kiedy prosiłam o przybycie Jezusa, zjawiła się Energia, która tak się przedstawiła), dawały wzruszenie i ogromną miłość.
Czy te rozmowy były tylko wynikiem mojej wyobraźni – nie jest to ważne. Wskazówki i informacje, które otrzymywałam były realne i prawdziwe, a miłość Jezusa otulała mnie ciepłem  miłości.

Budził się nowy człowiek. To była wartość największa. Odchodziły powoli lęki, samotność.

Pewnego razu zapytałam mojego Jezusa, czy jestem kimś wyjątkowym, że właśnie do mnie przychodzi.

Co odpowiedział? – Nie, nie jesteś kimś wyjątkowym, przyjdę do każdego, kto mnie o to poprosi.

Mówił to z taką miłością, że i tak czułam się najwspanialszą, wyjątkową istotą.

Innym razem, kiedy zwróciłam sie do Niego Panie Jezu, odpowiedział: – Nie mów Panie, mów Jezus.
I tak też się zwracałam do mego Nauczyciela.

Nie czułam się wybrana, ale jakże szczęśliwa. Początkowo myślałam, że świat zmieni się z dnia na dzień. Podjęłam pracę duchową i chciałam, aby jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki moje życie odmieniło się.
Ale niestety, a właściwie na szczęście, tak się nie stało.
Nie da się od razu zmienić siebie i swoich poglądów. Trzeba na to długiej, mozolnej pracy. Musi odejść stare, aby mogło nadejść nowe. Trzeba oczyścić ciała duchowe warstwa po warstwie. To często bolesne, ale chwile szczęścia i miłości, które odczuwałam coraz częściej, rekompensowały wszystko.

Moja dusza coraz częściej dawała o sobie znać, a doradcy pomagali również w sprawach bardziej prozaicznych. Kiedy robiłam zakupy podpowiadano mi, co jeszcze kupić, czego brakuje w domu. Często uśmiechałam się wówczas do siebie. Kiedyś nie lubiłam spacerować sama, bo czułam się samotna. Teraz robię to z przyjemnością, bo wiem, że nigdy nie jestem sama, jestem przecież wszechistnieniem, wszystkim co jest i zawsze mogę porozmawiać ze swoją przyjaciółką – duszą, czy którymś z Przewodników.

Mój rozwój trwa. Przede mną jeszcze długa droga, bo przecież nasz rozwój nie ma końca.
Kiedyś myślałam, że cudownie byłoby być już na końcu drogi rozwoju, czasami pragnęłam nawet śmierci, bo myślałam, że jakaś ogromna miłość czeka na nas po drugiej stronie. Teraz cieszę się, że mogę wzrastać. Nie traktuję niczego jak problem, trud, lecz jak możliwość rozwoju i dziękuję za to.

Cudownie jest doświadczać, żyć w radości i przekazywać to innym. Widzieć w ich oczach zamiast lęku, nadzieję, budzącą się ufność i radość z przebudzenia.

Byłam zdziwiona, kiedy usłyszałam żebym zajęła się pisaniem. Moje plany były inne – zająć się terapiami naturalnymi, duchowym uzdrawianiem. Kilka kursów ( uzdrawiania pranicznego , duchowego, huny) dało mi pewne przygotowanie, ale czułam, że to wciąż za mało. Gdzieś wewnątrz ciągle był niedosyt i pytanie- czy uzdrawianie, jakiekolwiek, czy to medycyna klasyczna, niekonwencjonalna, uzdrawianie duchowe, mogą przynieść pełne zdrowie, jeśli nie zrozumiemy, kim jesteśmy? Czy przyniosą trwałe zdrowie? Czy wystarczy tylko likwidować skutki? Czy głównym celem człowieka jest życie bez chorób, czy też wzrost poprzez zrozumienie sensu istnienie, a w konsekwencji życie w radości, miłości, wolne od chorób?

Może książka „DLA MIŁOŚCI STWORZENI” , jest odpowiedzią.

Kiedy usłyszałam od swojej duszy – pisz, zastanawiałam się, jak mam to zrobić? Co mam pisać? Moja wiedza jest zbyt mała, doświadczenie zbyt ubogie, abym mogła dawać innym rady, przekazywać prawdy, wówczas padła odpowiedź:

– Usiądź i pisz, po prostu usiądź i pisz. Weź ołówek do ręki, zacznij pisać, reszta przyjdzie sama. Ty wiesz, czym jest miłość, doświadczyłaś jej i o takiej miłości masz pisać.
– Jeśli ma to być channeling, to może proszę o wiedzę taką jak przekazuje Pani Ela Nowalska lub Edgar Cayce?
– Nie, Ty masz pisać o Miłości. To będą książki o miłości, doświadczyłaś jej i masz o niej pisać.
I tak się stało. Często pisałam kilkanaście stron, nie czując nawet zmęczenia dłoni. Kiedy wracałam do napisanych słów, niektóre były dla mnie zaskoczeniem – to tak, jakbym czytała je po raz pierwszy. Kiedy usłyszałam pierwsze słowo, reszta płynęła niczym wartki nurt. Nie musiałam się zastanawiać nad treścią, ponieważ nawet, jeśli moje myśli ulatywały na chwilę gdzie indziej, ręka i tak zapisywała to, co słyszałam wewnątrz.

Były to dla mnie nowe doświadczenia i zastanawiałam się na początku, czy to nie moja fantazja, może podświadomość ?
Na początku podchodziłam do pisania z pewną nieufnością i niedowierzaniem – stąd moje pytania zawarte w tekście książki. Później nabrałam ufności i już bez dodatkowych sprawdzianów i niepotrzebnych pytań spisałam wszystko to, co usłyszałam.

Kiedy dwa lata temu byłam na kursie jasnowidzenia u Antoniego Przechrzty, mieliśmy zajęcia channelingu. Niektóre osoby dostały przekazy od jakiś istot pozaziemskich, ja niestety nie. Usłyszałam tylko – Po co ci to, przecież masz mnie.

Nie byłam zadowolona. Spodziewałam się, że odezwie się jakaś egzotyczna istota i byłam trochę rozczarowana. Jakże się myliłam. Ten, którego poszukiwałam, był przy mnie i po dwóch latach podyktował mi książkę.
Czy warto ją przeczytać ? Zostawiam to każdemu do indywidualnej oceny. Słowa, które są zawarte w tej książce, pełne są miłości i pozwoliły mi one stać się innym człowiekiem. Jeszcze uczę się, ale już teraz mogę powiedzieć, że jestem silniejsza, spokojniejsza i jakże pełna miłości, i radości. Dziękuję Ci Boże.

Podczas pisania drugiej części książki, ponownie zadałam pytanie :

Kim jesteś Bogiem ? Przecież wiesz.
Lecz kim jest Bóg, który dyktuje mi ten tekst?
Nie zrozumiesz istoty Boga. Wasze zmysły nie obejmują tej materii. Jak mam to wytłumaczyć? Jestem jestestwem, które przenika wszystko i wszędzie jest. Wiesz o tym, mówiłem Ci to już.

– Jak więc przekazujesz mi te słowa, w jaki sposób docierasz do mojej świadomości?
– Otwieram kanały łączące Ciebie ze światem duchowym, do którego nie każdy ma wgląd. To rodzaj przejścia, kanału w inny subtelniejszy wymiar. Nie jest łatwo określić to słowami, nie istnieją one w Waszych pojęciach, nie zostały nazwane. Dostajesz tyle wiadomości i w takim zrozumieniu, na jakie jesteś gotowa i otwarta.

 

Rozmawiamy jeszcze o wielu innych prywatnych sprawach, ale zadaję jeszcze jedno pytanie, na które pada interesująca odpowiedź.
– Jakie jest Twoje imię?
– Bóg nie ma imienia. Bóg Ojciec Twój i tak masz mówić. Imię to słowo wymyślone na określenie kogoś lub czegoś dla Waszej wiedzy, świadomości, Bóg nie ma imienia.
Jestem wszechmiłością i wszechistnieniem. Co mam Ci powiedzieć ? Jakie imię ?  A imię jego MIŁOŚĆ !

/Wstęp do książki „Dla miłości stworzeni” /

Imię Elen nadali mi moi Przewodnicy Duchowi podczas medytacji, kilka lat temu. Był to pewien rodzaj chrztu, który zapoczątkował nowy rozdział mojego życia.

Mam jeszcze jedno imię Złamana strzała, które nadał mi podczas snu, indiański szaman. Było to również kilka lat temu i początkowo nie przywiązywałam wagi do tego imienia, do snu. Był ołtarz i schody, po których szaman zszedł do mnie i dym z kadzidła. Szaman robił na moim czole jakieś znaki. Zapytałam wówczas, nie wiedzieć czemu, jakie jest moje imię :odpowiedział

– Złamana strzała.

Zapomniałam o tym śnie, bo był jednym z wielu dziwnych snów. Niedawno przeglądałam stronę internetową WingMakers i w pewnej chwili doznałam olśnienia. Strzała to wojna, walka złamana strzała to brak walki, pokój, pojednanie. To imię określa moje obecne działania na rzecz pokoju, miłości, jedności i było, tak uważam teraz, również, swoistym chrztem.

/2005 r/

 

Dodaj komentarz